Babki drożdżowej nigdy nie chciałam robić. Uważałam że to rzecz zbyt skomplikowana i wymagająca zbyt długiego czasu przygotowania. Odstraszało mnie ręczne wyrabianie ciasta na stolnicy, czekanie na wyrośnięcie i sama delikatność ciasta (nie wolno zaziębić, nie wolno przegrzać, rośnie czy nie rośnie...).
No i najważniejsze - wiedziałam, że nigdy przenigdy nie dorównam Mamie, ktora jest Absolutną Królową Ciasta Drożdżowego. Po swojej Mamie zresztą czyli mojej Babci Kunegundzie.
Aż któregoś pięknego dnia, proste pytanie z ust syna zniszczyło mój błogostan nieumiejętności: "Mamo dlaczego nie upieczesz mi takiego ciasta jak babcia?" Babcia daleko, pomocy znikąd a duma nie pozwala odpowiedziec "Bo nie umiem." Spróbowałam.
Przepis od Mamy dostałam opisany w zaledwie kilku słowach mailem. Zamiast przecinków bylo "wiesz jak" lub "widziałaś przecież".
I brzmiało mniej więcej tak:
1 jako i 2 żółtka, ubijasz z cukrem i zapachem lub startą skórką cytrynową, sól (nie zapomnieć!), dodać mąkę i ciepłe mleko, dobrze wymieszać, jeszcze raz mleko, a potem roztopiony smalec i surowe masło albo całość jednego lub drugiego i pozostawić do wyrośnięcia.
I wszystko jasne :)
Ciasto wyszło rewelacyjnie za pierwszym razem. W życiu.
A teraz tłumaczenie dla Was.
Składniki:
drożdże
1 3/4 szklanki mleka
1 jajo i 2 same żółtka
7 dkg cukru pudru
10 dkg masła lub smalcu albo pół na pół
1/2 kg mąki
aromat lub strata skórka z cytryny
nadzienie lub jego brak
No i przechodzimy do dzieła.
Bierzemy robot kuchenny z dużą misą i wsypujemy cukier puder oraz wbijamy jajko i 2 żółtka (tych ostatnich może być ile chcecie nawet 10 albo więcej) oraz aromat.
Do babki różanej używam różanego, do zwykłej skórki z cytryny lub olejku cytrynowego.
Mieszamy aż zrobi się puszyste. Dodajemy masło. Dalej robot się dwoi i troi a my w mikrofali podgrzewamy szklankę mleka i wsypujemy do niej drożdże (ja używam suchych w ilości opisanej na opakowaniu w przeliczeniu na kg mąki). Dolewamy drożdże z mlekiem, dosypujemy mąkę, sól (bez soli nie będzie smaku) i potem jeszcze 3/4 szklanki mleka bo robot zaczyna się krztusić od nadmiaru mąki. No i teraz powinno być już dobrze.
(Łatwość przepisu na to skomplikowane ciasto polega na tym, że sukcesywnie dodajecie roboty robotowi a nie sobie... a wasz piekarnik i minutnik dokończą dzieła. Wam pozostanie jedynie triumfalne postawienie ciasta na stół oraz aplauz biesiadników).
Robot sobie dalej miesza (można zmienić końcówkę na hak do ciasta) i jak już widzicie, że ciasto zaczyna odstawać od brzegów to ciasto wyjmujemy na posypana mąką stolnice.
Teraz w zależności od tego czy mamy formę podłużną, czy okrągłą - formujemy walec dłuższy lub krótszy. Wpychamy ciasto do nasmarowanej masłem i posypanej mąką formy i wkładamy do piekarnika nagrzanego na 40 - 50 stopni C.
Jeżeli chcecie, żeby w cieście było nadzienie to trzeba ciasto delikatnie rozwałkować, z nadzienia zrobic grubą kreche wzdłuż dłuższego boku prostokąta, zawinąć i taki zwitek przełożyć do formy.
40-60 min - i ciasto wyrasta ponad forme, przekręcacie temperature na 180 stopni i za pół godziny do 40 min babka gotowa. Wystarczy posypać cukrem pudrem.
Niestety musze was przestrzec - gen udanej babki drożdżowej jest dziedziczny. Albo się go ma albo nie.
Ale jeżeli do mojego przepisu dodacie dużo serca to też się uda!
Czekam na echa waszej przygody kulinarnej z babka drożdżową.
Smacznego!
Przepis na babkę rewelacyjny, zdjęcia dodają apetytu. Czuć zapach róży cukrowej. Niech jeszcze zdradzi tajemnicę, gdzie ją dostać. Przeczuwam ,ze zna autorka rownież przepis na Tort Pishinger albo strudel jabłkowy . To wszystko przepisy z Monarchii Austro -Węgier! Rodzina napewno stamtąd pochodzi. Na takie pyszności napewno parę pokoleń pracowało. Czekamy!
OdpowiedzUsuńTak, tak, ma Pani/Pan duzo racji - cześć rodziny pochodzi z Południa Polski - dawnej Galicji :) Wspomniane smakołyki również tradycyjnie i często goszczą na moim stole i pewnie kiedyś też poświecę im chwile na blogu. A róża cukrowa w postaci jaką widać na zdjęciach jest do kupienia właśnie na południu Polski - trzeba o nią pytać na lokalnych ryneczkach! Wtajemniczeni wiedzą gdzie ja dostać i na pewno wskażą gospodynię, która ją wytwarza. Ja właśnie tak robię. A ten rodzaj konspiracji podobny do szukania dystrybutora śliwowicy łąckiej tylko dodaje smaku całemu przedsięwzięciu :). Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBędę próbowała w nadchodzących tygodniach, ale nawet jakby smakowo wyszła do porównania to jestem pewna że takie przepiękne zdjęcie mi nie wyjdzie.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że wyjdzie! Czekam na zdjęcia i życzę smacznego :) Kinga
Usuń